czwartek, 11 marca 2010

ŻEBY TAK SIĘ CHCIAŁO....


 ... jak małemu dziecku.

Od dłuższego czasu zastanawiam się nad swoim rytmem dobowym. Mam problemy z wczesnym wstawaniem i często jestem niewyspana. Mając na myśli wczesne wstawanie, są to okolice godziny 7 czy nawet 7.30, więc nie jest to bynajmniej blady świt. Z chodzeniem spać tez jest różnie, staram się kłaść przed północą, ale nie zawsze mi to wychodzi. Na pewno jest lepiej niż w okresie studiów, ponieważ nie mam już sesji i nie uczę się "po nocach". Jednak nie jest to wcale optymalny rytm dnia, ponieważ wcale nie czuję się dobrze. A przestawianie budzika "jeszcze tylko 5 minut" mam opanowane do perfekcji.

Wiem, że nie tak to powinno wyglądać. Rytm dobowy naszego organizmu jest bardzo starannie zaprogramowany i jeśli tylko człowiek będzie się go "słuchał" - wszystko będzie OK. Jeśli jednak rytm ten zostanie zaburzony...no to klapa na całego. 

Przeczytałam mnóstwo publikacji na ten temat, motywowałam się, starałam się.... 
Wychodziło przez kilka dni....
A potem powrót do stanu poprzedniego.

Tak się na tym zastanawiam i dochodzę do wniosku, że najwcześniej wstawałam i to bez żadnych budzików i przypomnień, kiedy byłam dzieckiem.
Ostatnio odwiedzałam kuzynkę, która ma 2,5 letnie dziecko. Rozmowa zeszła jakoś na tematy porannego wstawania. I oczywiście okazało się, że kuzynka ma świetny rytm dobowy (wstawanie i chodzenie spać), ponieważ wychowuje dziecko. A dziecko wstaje codziennie około 6 rano bez względu na dzień tygodnia, pogodę, czy porę roku. Oczywiście wiąże się to również ze stałą godziną chodzenia spać. Nigdy nie później niż o 21-22 (dziecko, kuzynka trochę później).
To jest naturalny zegar biologiczny :D

Dopiero z wiekiem, kiedy dzieciom "narzuca się" pewne schematy i obowiązki (np. w weekend śpimy dłużej, no bo w końcu można się wyspać, wstawanie o określonej godzinie, no bo przecież trzeba iść do przedszkola/szkoły/pracy), w większości przypadków rytm dobowy zostaje zakłócony. Szczęściarzami mogą się nazwać Ci, którzy od dziecka wstają o 5 rano i czują się rześko, wypoczęci i wyspani.

Ciężko jest wrócić do naturalnego rytmu dobowego. Spowodowane jest to wieloma czynnikami, np.
  • w okresie szkolnym jest to nauka do późnych godzin nocnych;
  • na studiach nie istnieje coś takiego jak rytm dobowy (wiedzą to szczególnie Ci, którzy mieli okazję mieszkać w akademiku);
  • no a w pracy na etacie bywa różnie - jeśli jest to praca od 8 do 16 to jeszcze jest w miarę dobrze, gorzej, gdy np. jest to praca w której trzeba zostawać po godzinach, a czasem w domu kończyć projekty. Najgorzej za to przedstawia się pod tym względem praca w systemie zmianowym, np. dzień (12h), noc (12h), 2 dni wolnego... Wtedy praktycznie da ma co mówić o regularnym trybie życia.
No i bagno...
No bo jak mi to ma wyjść, skoro przez ostatnich 20 lat wstawałam i kładłam się o najróżniejszych porach dnia i nocy. No a poza tym nie można przecież wszystkiego zaplanować.

Ostatnio znalazłam bardzo ciekawe wideo:


Moje przemyślenia co do wczesnego wstawania są następujące:
  • wstaję rano bo muszę, a nie dlatego że czuję że się wyspałam;
  • chodzę spać o różnej porze, często po północy;
  • nie mogę czuć się wyspana, skoro chodzę późno spać a muszę wstawać wcześnie (wiem, wiem, Ameryki nie odkryłam);
  • rano moją pierwszą myślą jest: jeszcze 5 minut, po czym przełączam budzik o 5 minut, robię to aż do takiego krytycznego momentu, kiedy wiem, że gdybym wstała później, to na pewno spóźniła bym się do pracy;
  • brak mi motywacji, bo wiem że kolejny dzień będzie taki sam/bardzo podobny do poprzedniego;
  • czasami mam wrażenie, że brak chęci do wstawania wiąże się z małą wiarą we własne marzenia i próbą pozostawienia swojego życia biegowi wydarzeń.
I tutaj dochodzę do smutnej prawdy o sobie, ponieważ skoro nie chce mi się rano wstawać, to znaczy, że moje życie dostarcza mi za mało atrakcji. Lub ujmując to w trochę inny sposób, nie żyję z pasją. 

A gdyby mój rytm dobowy wyglądał tak:

  • wstaję codziennie rano przed 6, czuję się rześka i wyspana, z uśmiechem witam nowy dzień, bo wiem, że będzie to fantastyczny dzień;

  • chodzę spać o stałej porze (staram się przed północą), czasem zdarza mi się chodzić spać później, ale tylko w wyjątkowych okolicznościach, ale nawet wtedy wstaję rano o stałej porze;

  • czuję się wyspana, radosna i szczęśliwa, bo wiem, że ten dzień będzie szczególny i wyjątkowy;

  • rano moją pierwszą myślą jest jaki cudowny poranek - trzeba szybko wstawać! Po czym wstaję, włączam energetyzującą muzykę, robię serię ćwiczeń i jestem pełna energii na cały dzień;

  • wiem, że będzie to kolejny wspaniały dzień, w którym nauczę się czegoś nowego, poznam nowych ludzi/rzeczy, spełnię się w tym co będę robiła;

  • WSTAJĘ, ponieważ wierzę we własne marzenia, mam określone cele i sama kieruję swoim życiem :D




Jakie to proste - wystarczy chcieć!


2 komentarze:

  1. A dzisiaj, gdy wstałam o 5 rano usłyszałam w radio:

    "Wczesne wstawanie jest poezją w prozie życia"

    No po prostu aż chce się rano wstawać !!!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie, po co wstawać, skoro kolejny dzień będzie równie straszny co poprzedni? po co sie do czegokolwiek zmuszać? moja ostatnia filozofia to "błagam, błagam, nie budźcie mnie......"

    OdpowiedzUsuń