piątek, 23 kwietnia 2010
Her Morning Elegance - Oren Lavie
Her Morning Elegance Lyrics
Sun been down for days
A pretty flower in a vase
A slipper by the fireplace
A cello lying in it's case
Soon she's down the stairs
Her morning elegance she wears
The sound of water makes her dream
Awoken by a cloud of steam
She pours a daydream in a cup
A spoon of sugar sweetens up
And She fights for her life
As she puts on her coat
And she fights for her life on the train
She looks at the rain
As it pours
And she fights for her life
As she goes in a store
With a thought she has caught
By a thread
She pays for the bread
And She goes...
Nobody knows
Sun been down for days
A winter melody she plays
The thunder makes her contemplate
She hears a noise behind the gate
Perhaps a letter with a dove
Perhaps a stranger she could love
And She fights for her life
As she puts on her coat
And she fights for her life on the train
She looks at the rain
As it pours
And she fights for her life
As she goes in a store
With a thought she has caught
By a thread
She pays for the bread
And She goes...
Nobody knows
And She fights for her life
As she puts on her coat
And she fights for her life on the train
She looks at the rain
As it pours
And she fights for her life
Where people are pleasantly strange
And counting the change
And She goes...
Nobody knows
środa, 17 marca 2010
Sekrety amerykańskich milionerów
Sekrety amerykańskich milionerów

27,00 PLN

27,00 PLN
Świetna książka, z którą właśnie się zapoznaję, więcej napiszę po przeczytaniu.
czwartek, 11 marca 2010
ŻEBY TAK SIĘ CHCIAŁO....
... jak małemu dziecku.
Od dłuższego czasu zastanawiam się nad swoim rytmem dobowym. Mam problemy z wczesnym wstawaniem i często jestem niewyspana. Mając na myśli wczesne wstawanie, są to okolice godziny 7 czy nawet 7.30, więc nie jest to bynajmniej blady świt. Z chodzeniem spać tez jest różnie, staram się kłaść przed północą, ale nie zawsze mi to wychodzi. Na pewno jest lepiej niż w okresie studiów, ponieważ nie mam już sesji i nie uczę się "po nocach". Jednak nie jest to wcale optymalny rytm dnia, ponieważ wcale nie czuję się dobrze. A przestawianie budzika "jeszcze tylko 5 minut" mam opanowane do perfekcji.
Wiem, że nie tak to powinno wyglądać. Rytm dobowy naszego organizmu jest bardzo starannie zaprogramowany i jeśli tylko człowiek będzie się go "słuchał" - wszystko będzie OK. Jeśli jednak rytm ten zostanie zaburzony...no to klapa na całego.
Przeczytałam mnóstwo publikacji na ten temat, motywowałam się, starałam się....
Wychodziło przez kilka dni....
A potem powrót do stanu poprzedniego.
Tak się na tym zastanawiam i dochodzę do wniosku, że najwcześniej wstawałam i to bez żadnych budzików i przypomnień, kiedy byłam dzieckiem.
Ostatnio odwiedzałam kuzynkę, która ma 2,5 letnie dziecko. Rozmowa zeszła jakoś na tematy porannego wstawania. I oczywiście okazało się, że kuzynka ma świetny rytm dobowy (wstawanie i chodzenie spać), ponieważ wychowuje dziecko. A dziecko wstaje codziennie około 6 rano bez względu na dzień tygodnia, pogodę, czy porę roku. Oczywiście wiąże się to również ze stałą godziną chodzenia spać. Nigdy nie później niż o 21-22 (dziecko, kuzynka trochę później).
To jest naturalny zegar biologiczny :D
Dopiero z wiekiem, kiedy dzieciom "narzuca się" pewne schematy i obowiązki (np. w weekend śpimy dłużej, no bo w końcu można się wyspać, wstawanie o określonej godzinie, no bo przecież trzeba iść do przedszkola/szkoły/pracy), w większości przypadków rytm dobowy zostaje zakłócony. Szczęściarzami mogą się nazwać Ci, którzy od dziecka wstają o 5 rano i czują się rześko, wypoczęci i wyspani.
Ciężko jest wrócić do naturalnego rytmu dobowego. Spowodowane jest to wieloma czynnikami, np.
- w okresie szkolnym jest to nauka do późnych godzin nocnych;
- na studiach nie istnieje coś takiego jak rytm dobowy (wiedzą to szczególnie Ci, którzy mieli okazję mieszkać w akademiku);
- no a w pracy na etacie bywa różnie - jeśli jest to praca od 8 do 16 to jeszcze jest w miarę dobrze, gorzej, gdy np. jest to praca w której trzeba zostawać po godzinach, a czasem w domu kończyć projekty. Najgorzej za to przedstawia się pod tym względem praca w systemie zmianowym, np. dzień (12h), noc (12h), 2 dni wolnego... Wtedy praktycznie da ma co mówić o regularnym trybie życia.
No i bagno...
No bo jak mi to ma wyjść, skoro przez ostatnich 20 lat wstawałam i kładłam się o najróżniejszych porach dnia i nocy. No a poza tym nie można przecież wszystkiego zaplanować.
Ostatnio znalazłam bardzo ciekawe wideo:
Moje przemyślenia co do wczesnego wstawania są następujące:
- wstaję rano bo muszę, a nie dlatego że czuję że się wyspałam;
- chodzę spać o różnej porze, często po północy;
- nie mogę czuć się wyspana, skoro chodzę późno spać a muszę wstawać wcześnie (wiem, wiem, Ameryki nie odkryłam);
- rano moją pierwszą myślą jest: jeszcze 5 minut, po czym przełączam budzik o 5 minut, robię to aż do takiego krytycznego momentu, kiedy wiem, że gdybym wstała później, to na pewno spóźniła bym się do pracy;
- brak mi motywacji, bo wiem że kolejny dzień będzie taki sam/bardzo podobny do poprzedniego;
- czasami mam wrażenie, że brak chęci do wstawania wiąże się z małą wiarą we własne marzenia i próbą pozostawienia swojego życia biegowi wydarzeń.
I tutaj dochodzę do smutnej prawdy o sobie, ponieważ skoro nie chce mi się rano wstawać, to znaczy, że moje życie dostarcza mi za mało atrakcji. Lub ujmując to w trochę inny sposób, nie żyję z pasją.
A gdyby mój rytm dobowy wyglądał tak:
- wstaję codziennie rano przed 6, czuję się rześka i wyspana, z uśmiechem witam nowy dzień, bo wiem, że będzie to fantastyczny dzień;
- chodzę spać o stałej porze (staram się przed północą), czasem zdarza mi się chodzić spać później, ale tylko w wyjątkowych okolicznościach, ale nawet wtedy wstaję rano o stałej porze;
- czuję się wyspana, radosna i szczęśliwa, bo wiem, że ten dzień będzie szczególny i wyjątkowy;
- rano moją pierwszą myślą jest jaki cudowny poranek - trzeba szybko wstawać! Po czym wstaję, włączam energetyzującą muzykę, robię serię ćwiczeń i jestem pełna energii na cały dzień;
- wiem, że będzie to kolejny wspaniały dzień, w którym nauczę się czegoś nowego, poznam nowych ludzi/rzeczy, spełnię się w tym co będę robiła;
- WSTAJĘ, ponieważ wierzę we własne marzenia, mam określone cele i sama kieruję swoim życiem :D
poniedziałek, 8 lutego 2010
ŻYWNOŚĆ POTRZEBNA DO PRAWIDŁOWEJ PRACY MÓZGU
Poniżej znajduje się lista produktów, które należy jeść, aby nasz mózg działał sprawnie przez długi czas:
OWOCE:
- morele,
- orzechy,
- grejpfruty,
- jabłka,
- wiśnie,
- porzeczki,
- winogrona,
- rodzynki,
- pomarańcze,
- śliwki suszone,
- agrest,
- maliny.
W lecie należy jeść świeże owoce (np. jabłka, wiśnie, porzeczki, winogrona, agrest, maliny), a zimą najlepsze są te suszone (morele, orzechy, rodzynki, śliwki suszone). Najlepiej jeść warzywa i owoce pochodzące z naszej strefy klimatycznej. Jeśli chcemy jeść cytrusy, to lepiej to robić latem, gdyż działają chłodząco na nasz organizm, zimą należy ograniczać ich ilość na rzecz suszonych owoców krajowych (mają działanie rozgrzewające).
WARZYWA:
- marchew,
- kalafior,
- groch,
- cebula,
- kapusta,
- brukselka,
- ogórki,
- pietruszka,
- seler,
- kiełki pszeniczne,
- sałata.
ORAZ:
- miód,
- olej kukurydziany, oliwa z oliwek,
- olej słonecznikowy,
- żółtko surowe,
- wątróbka.
- ziemniaki,
- chrzan,
- czosnek.
W czasie intensywnej nauki (np. do egzaminów) warto zamiast objadać się czekoladą, zaopatrzyć się w suszone morele, śliwki czy jabłka, które nie tylko wpłyną na pracę naszego mózgu, ale również poprawiają kondycję jelita grubego. Nadmiar cukru i słodyczy sprzyja gwałtownemu skokowi poziomu cukru we krwi, co prowadzi do wydzielenia insuliny, a następnie uczuciu zmęczenia i ociężałości.
Aby mózg funkcjonował prawidłowo, należy jeść 5-6 zrównoważonych posiłków dziennie. Do najlepszych źródeł energii należą węglowodany złożone, do których zaliczamy: pełnoziarniste pieczywo razowe, ciemne makarony, ryż, kasze, ziemniaki. Energia z takich posiłków jest uwalniana stopniowo, przez dłuższy czas.
poniedziałek, 11 stycznia 2010
ZDROWO SIĘ ODŻYWIAM
Zaczynam nowy rozdział w swoim życiu pod tytułem:
Moje założenia są bardzo proste, wymagają jednak ode mnie rzetelności i systematyczności.
1. Piję 4 szklanki wody dziennie, oprócz tego zieloną herbatę, soki owocowe, herbatki ziołowe, jem zupy. Chodzi o to, abym dostarczyła organizmowi minimum 2 litry płynów dziennie.
2. Nie jem po 19.00. Jedynym odstępstwem od tej zasady może być przegryzanie owoców lub marchewki.
3. Jem pięć posiłków dziennie: śniadanie, potem drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. Staram się, aby były to posiłki pełnowartościowe, ale bez przejadania się. Ważne, żeby były o regularnej porze, częściej ale w mniejszych porcjach.
4. Ograniczam słodycze, cukier, sól i tłuszcz.
5. Gotuję 3 razy w tygodniu obiady na parze (dzięki temu ograniczam tłuszcz, sól i ostre przyprawy), ograniczam do minimum smażenie potraw.
6. Do każdego posiłku staram się jeść owoce lub warzywa (świeże, gotowane na parze lub piję soki).
7. Ograniczam białe pieczywo na korzyść ciemnego, pełnoziarnistego pieczywa.
8. Przynajmniej 2 razy w tygodniu jem rybkę.
9. Zamiast słodyczy podgryzam słonecznik, orzechy, migdały oraz suszone morele, jabłka, śliwki i rodzynki.
10. Staram się pić minimum 20 minut przed lub 40 minut po posiłku.
11. Dokładnie gryzę i przeżuwam jedzenie.
Ale zawsze, kiedy mój organizm daje mi sygnały i wyraźnie „domaga się” czegoś (nawet niezdrowego) i po prostu czuję potrzebę zjedzenia tego produktu – ulegam mojemu organizmowi.
Moja mama zawsze powtarza, że:
„Lepiej wydawać na piekarza niż na lekarza”. I muszę się z nią w tej kwestii zgodzić. Czasem jest po prostu tak, że mam wielką ochotę na czekoladę. A jest to pewnie w jakiś sposób uzależnione z niedoborem magnezu po dłuższym wysiłku umysłowym czy fizycznym.
Muszę jednak zaznaczyć, że nigdy nie miałam problemów z wagą i nie stosowałam jakichś drakońskich diet. Zawsze starałam się wsłuchiwać w mój organizm. Miewałam okresy (głównie w okresie zimy) że przybierałam po kilka kilogramów na wadze, ale za jakiś czas je spalałam. Miewałam również okresy obżarstwa (na przykład w czasie świąt), po których czułam się fatalnie….
I wtedy postanawiałam sobie, że od teraz to będę się zdrowo się odżywiać.… na jakiś czas skutkowało...
Wracając do zdrowego odżywiania, niektórzy piją mleko, niektórzy uważają , że mleko jest odpowiednie tylko dla cieląt. Ja osobiście jeśli tylko mam ochotę na mleko, jogurt czy maślankę, chętnie po nie sięgam i dobrze się po nich czuję. Moja koleżanka mleka nie pije. I też się dobrze czuje, czyli każdy powinien sam zdecydować.
„W zdrowym ciele - zdrowy duch” czyli o moim postanowieniu dotyczącym ruchu i gimnastyki, opowiem następnym razem. (spacer, pływanie, jazda na rowerze, bieganie).
„Dbam o siebie - zdrowo się odżywiam”
Nie chcę i nie będę stosowała żadnych cudownych diet, które mają obniżyć szybko wagę, a potem wywołać efekt jo-jo. Moim celem jest wpojenie sobie zdrowych nawyków żywieniowych i stosowania ich przez całe życie. Jest to pierwszy krok abym była zdrowa, dobrze się czuła i świetnie wyglądała. Moje założenia są bardzo proste, wymagają jednak ode mnie rzetelności i systematyczności.
1. Piję 4 szklanki wody dziennie, oprócz tego zieloną herbatę, soki owocowe, herbatki ziołowe, jem zupy. Chodzi o to, abym dostarczyła organizmowi minimum 2 litry płynów dziennie.
2. Nie jem po 19.00. Jedynym odstępstwem od tej zasady może być przegryzanie owoców lub marchewki.
3. Jem pięć posiłków dziennie: śniadanie, potem drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. Staram się, aby były to posiłki pełnowartościowe, ale bez przejadania się. Ważne, żeby były o regularnej porze, częściej ale w mniejszych porcjach.
4. Ograniczam słodycze, cukier, sól i tłuszcz.
5. Gotuję 3 razy w tygodniu obiady na parze (dzięki temu ograniczam tłuszcz, sól i ostre przyprawy), ograniczam do minimum smażenie potraw.
6. Do każdego posiłku staram się jeść owoce lub warzywa (świeże, gotowane na parze lub piję soki).
7. Ograniczam białe pieczywo na korzyść ciemnego, pełnoziarnistego pieczywa.
8. Przynajmniej 2 razy w tygodniu jem rybkę.
9. Zamiast słodyczy podgryzam słonecznik, orzechy, migdały oraz suszone morele, jabłka, śliwki i rodzynki.
10. Staram się pić minimum 20 minut przed lub 40 minut po posiłku.
11. Dokładnie gryzę i przeżuwam jedzenie.
Ale zawsze, kiedy mój organizm daje mi sygnały i wyraźnie „domaga się” czegoś (nawet niezdrowego) i po prostu czuję potrzebę zjedzenia tego produktu – ulegam mojemu organizmowi.
Moja mama zawsze powtarza, że:
„Lepiej wydawać na piekarza niż na lekarza”. I muszę się z nią w tej kwestii zgodzić. Czasem jest po prostu tak, że mam wielką ochotę na czekoladę. A jest to pewnie w jakiś sposób uzależnione z niedoborem magnezu po dłuższym wysiłku umysłowym czy fizycznym.
Muszę jednak zaznaczyć, że nigdy nie miałam problemów z wagą i nie stosowałam jakichś drakońskich diet. Zawsze starałam się wsłuchiwać w mój organizm. Miewałam okresy (głównie w okresie zimy) że przybierałam po kilka kilogramów na wadze, ale za jakiś czas je spalałam. Miewałam również okresy obżarstwa (na przykład w czasie świąt), po których czułam się fatalnie….
I wtedy postanawiałam sobie, że od teraz to będę się zdrowo się odżywiać.… na jakiś czas skutkowało...
Wracając do zdrowego odżywiania, niektórzy piją mleko, niektórzy uważają , że mleko jest odpowiednie tylko dla cieląt. Ja osobiście jeśli tylko mam ochotę na mleko, jogurt czy maślankę, chętnie po nie sięgam i dobrze się po nich czuję. Moja koleżanka mleka nie pije. I też się dobrze czuje, czyli każdy powinien sam zdecydować.
Produkty które staram się ograniczyć:
Sól, cukier, mąka biała, ciastka, cukierki, herbatniki, białe pieczywo, wędliny, zupki w proszku, chipsy, produkty przetworzone, słodziki.Produkty godne polecenia:
Miód, warzywa, owoce (najlepiej z naszej strefy klimatycznej).„W zdrowym ciele - zdrowy duch” czyli o moim postanowieniu dotyczącym ruchu i gimnastyki, opowiem następnym razem. (spacer, pływanie, jazda na rowerze, bieganie).
niedziela, 3 stycznia 2010
NOWY ROK - NOWE MOŻLIWOŚCI
Nowy Rok
przyniósł wiele nowych nadziei, marzeń i pragnień. No i oczywiście wiele nowych postanowień.
Ja też takie mam.
Ale ten rok będzie inny, ponieważ moje marzenia są ściśle określoną listą CELÓW, które zamierzam osiągnąć w określonym czasie.
Tak jak każdy potrzebuję pieniędzy. W przeciągu roku moje dochody wzrosły co prawda 3 krotnie, ale wydatki również. Podniosłam swój standard życia, ale wciąż jestem daleko od osiągnięcia celu związanego z pieniędzmi, czyli wolności finansowej. Wiem, że jeśli będę się rozwijać, spełnić w tym co robię i moja praca będzie moim hobby, to wtedy osiągnę również finansową wolność. Pieniądze przyjdą z czasem.
Ale to co chcę i mogę zrobić od razu, to starać się być spójna w tym co robię, co mówię, o czym myślę, do czego dążę. Spójna wewnętrznie. Co z tego, że wyznaczę sobie jakiś abstrakcyjny cel i usiądę przed telewizorem, w nadziei że rezultat spadnie na mnie jak gwiazdka z nieba... Tak się po prostu nie da.
Tak więc CELEM nr 1 w roku 2010 jest:
Cieszę się z tego co mam, doceniam to wszystko co do tej pory udało mi się osiągnąć własnymi siłami. Ale patrzę do przodu i widzę, że innym udało się osiągnąć dużo więcej. Motywuje mnie to do bycia lepszą i większej pracy nad sobą.
Chcę się spójnie rozwijać na wszystkich polach mojej działalności, we wszystkich rolach w jakie się wcielam.
A jestem:
- kobietą,
- pracownikiem etatowym,
- żoną,
- córką,
- siostrą,
- wnuczką,
- przyjaciółką,
- pasjonatką życia,
- SOBĄ :)
Moim celem na ten rok jest harmonia i jedność we wszystkim co będę robiła, we wszystkich rolach, w jakie będę się wcielała i na wszystkich płaszczyznach mojego jestestwa.
Postaram się w ramach konsekwentnych zmian dążyć do wyznaczonych celów.
Dzisiaj napisałam afirmację.
A więc:
DO DZIEŁA
Dla wyjaśnienia:
Co oznacza dla mnie finansowa wolność - jest to stan, kiedy moje przychody przewyższają moje wydatki, i nie są uzależnione od włożonej przeze mnie pracy.
przyniósł wiele nowych nadziei, marzeń i pragnień. No i oczywiście wiele nowych postanowień.
Ja też takie mam.
Ale ten rok będzie inny, ponieważ moje marzenia są ściśle określoną listą CELÓW, które zamierzam osiągnąć w określonym czasie.
Tak jak każdy potrzebuję pieniędzy. W przeciągu roku moje dochody wzrosły co prawda 3 krotnie, ale wydatki również. Podniosłam swój standard życia, ale wciąż jestem daleko od osiągnięcia celu związanego z pieniędzmi, czyli wolności finansowej. Wiem, że jeśli będę się rozwijać, spełnić w tym co robię i moja praca będzie moim hobby, to wtedy osiągnę również finansową wolność. Pieniądze przyjdą z czasem.
Ale to co chcę i mogę zrobić od razu, to starać się być spójna w tym co robię, co mówię, o czym myślę, do czego dążę. Spójna wewnętrznie. Co z tego, że wyznaczę sobie jakiś abstrakcyjny cel i usiądę przed telewizorem, w nadziei że rezultat spadnie na mnie jak gwiazdka z nieba... Tak się po prostu nie da.
Tak więc CELEM nr 1 w roku 2010 jest:
SPÓJNOŚĆ.
Cieszę się z tego co mam, doceniam to wszystko co do tej pory udało mi się osiągnąć własnymi siłami. Ale patrzę do przodu i widzę, że innym udało się osiągnąć dużo więcej. Motywuje mnie to do bycia lepszą i większej pracy nad sobą.
Chcę się spójnie rozwijać na wszystkich polach mojej działalności, we wszystkich rolach w jakie się wcielam.
A jestem:
- kobietą,
- pracownikiem etatowym,
- żoną,
- córką,
- siostrą,
- wnuczką,
- przyjaciółką,
- pasjonatką życia,
- SOBĄ :)
Moim celem na ten rok jest harmonia i jedność we wszystkim co będę robiła, we wszystkich rolach, w jakie będę się wcielała i na wszystkich płaszczyznach mojego jestestwa.
Postaram się w ramach konsekwentnych zmian dążyć do wyznaczonych celów.
Dzisiaj napisałam afirmację.
A więc:
DO DZIEŁA
Dla wyjaśnienia:
Co oznacza dla mnie finansowa wolność - jest to stan, kiedy moje przychody przewyższają moje wydatki, i nie są uzależnione od włożonej przeze mnie pracy.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
