sobota, 28 lutego 2009

Czyste buty, rozmowa kwalifikacyjna i co z tego wynikło

Czyste buty i rozmowa o pracę


Potrzebuję pieniędzy więc ostatnio przejrzałam oferty pracy na jednym z portali internetowych. Interesowała mnie praca biurowa w niepełnym wymiarze godzin. Znalazłam kilka ogłoszeń, z których jedno brzmiało mniej więcej tak: ”Zatrudnimy osoby do pracy w biurze, na bardzo atrakcyjnych warunkach, zapewnimy szkolenia z zakresu rynków kapitałowych i umożliwimy rozwój zawodowy. Oczekujemy co najmniej średniego wykształcenia.”
Pomyślałam sobie raz kozie śmierć i wysłałam CV.
Następnego dnia pani o miłym głosie przez telefon, zaprosiła mnie na rozmowę rekrutacyjną. Podała też nazwę firmy, bo muszę wspomnieć, że w ogłoszeniu żadna nazwa nie padła.
Na stronie firmy sprawdziłam czym się zajmuje i okazało się, że jest to agencja firmy inwestycyjnej, której główna siedziba znajduje się za granicą. Nie zagłębiałam się jednak za bardzo, bo pomyślałam, że więcej informacji uzyskam na rozmowie rekrutacyjnej.


Następnego dnia poszłam na rozmowę. Firma znajdowała się w pięknym biurowcu, w którym siedzibę ma jeszcze kilka innych mniejszych i większych firm różnej branży. Ponieważ wiedziałam, że jest to firma zajmująca się finansami, więc pierwsze co zrobiłam po przyjściu, to poszłam do łazienki wyczyścić byty (które miałam nieco ubrudzone przez topniejący śnieg i błotko J). Słyszałam kiedyś, że osoby zajmujące się finansami mają nienaganny wygląd i koniecznie czyste buty, więc nie chciałam zepsuć pierwszego wrażenia zabrudzonymi bucikami.


Rozmowę miałam umówioną na 13.30 i jak się okazało, więcej osób było umówionych tego dnia. Co więcej, kilka innych osób było umówionych również na 13.30. Usiadłam więc i czekałam na swoją kolej, w międzyczasie rozmawiając z potencjalną konkurencją.
Kolega jak się okazało na temat firmy wiedział jeszcze mniej niż ja, ale był tu z powodu tego samego ogłoszenia. W czasie oczekiwania na rozmowę dokładnie przyjrzałam się firmie – naprzeciwko recepcji znajdowała się duża plazma w której leciało CNBC, na ścianie znajdowały się zegary pokazujące czas w Warszawie, Londynie, Tokio i Nowym Jorku, a w głębi korytarza widać było kilka biur w których to zapracowani ludzie odbierali telefony, śledzili na monitorach kursy akcji, prezentowali oferty potencjalnym klientom. No i atmosfera, dało się to odczuć – międzynarodowa.


Po ponad godzinie czekania, zostałam zaproszona na rozmowę. Osobą rekrutującą był chłopak o buzi dziecka, wyglądający na ok. 25 lat. Troszkę łamaną polszczyzną zaczął mi zadawać pytania.
Pierwsze brzmiało „Ile czekałaś i na tę rozmowę i w jakim celu tu przyszłaś”. Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że ponad godzinę, a moim celem było dowiedzieć się więcej o tej pracy, niż było napisane w ogłoszeniu. „Tylko po to?” – nie krył zdziwienia mój rozmówca. „Co zatem wiesz o naszej firmie?” – kontynuował. Powiedziałam to, co wcześniej pobieżnie przeczytałam na ich stronie internetowej, ale moja odpowiedź nie była dla niego wystarczająca, ponieważ zadał mi jeszcze kilka dodatkowych pytań, na które odpowiadałam lub próbowałam wyciągnąć odpowiedź od niego. Jednak on stwierdził, że to on jest tutaj od zadawania pytań, a nie ja.
Następnie co mnie bardzo zdziwiło, ocenił procentowo moje odpowiedzi na pierwsze pytanie. Wypadłam słabo – według niego tylko 40%.
Następne pytanie dotyczyło rynków finansowych, giełdy, kursów walut, i .... amerykańskich prezydentów. Wymieniłam 4 ostatnich, w temacie finansowym też się co nieco orientowałam i dostałam całe 80%.
Kolejny zestaw pytań był jeszcze ciekawszy: „Podaj swój wzór” Nie mogłam zrozumieć, ale jak się za chwilę okazało, chodziło o mój autorytet.
Wymieniłam więc, że jeśli chodzi o wzór postępowania, to Jan Paweł II, a jeśli chodzi o finanse to 24 letni milioner.
No i następne pytanie zwaliło mnie z nóg – „Co wybierasz: pracę, którą uwielbiasz za 2 000 zł miesięcznie, czy pracę której nienawidzisz ale za 1 000 000 zł (oczywiście miesięcznie)."
Długo się nie zastanawiając powiedziałam, że pracę za 2 tys., bo w niej będę się mogła spełniać, a pewnie większe pieniądze zarobię z czasem. Zapytał się czy na pewno wybrałabym 2 tys., a nie 1 mln zł? Po chwili zastanowienia powiedziałam, że pewnie mogłabym popracować w tej pracy za milion przez kilka miesięcy, odłożyłabym w tym czasie dużo pieniędzy i wtedy robiłabym już to, co chciała.
To były najciekawsze pytania tego dnia, poza tym mój rekruter pytał mnie o jakieś wcześniejsze doświadczenie zawodowe, o to czy się uczę i o moją dyspozycyjność (ale na przykład pytanie o kierunek moich studiów nie padło, tak samo jak o znajomość języków obcych).
W czasie rozmowy próbowałam dowiedzieć się jakiego charakteru miałoby być ta praca, ale odpowiedzi na to pytanie nie uzyskałam, ponieważ rekruter potrafił bardzo wymijająco przechodzić do kolejnych interesujących go kwestii, a nie odpowiadać na pytania które były ważne dla mnie.
Na końcu naszej rozmowy głośno zastanawiał się: „Zatrudnić cię czy nie?”
Chyba raczej nie, ponieważ okazałam się osobą jak to określił „mało ambitną” – wybrałam przecież pracę, którą lubię ale za 2 tys. zł, a jako wzór podałam milionera.
Trochę nie „zamurowało”, bo nigdy nie określiłabym się jako osoba mało ambitna, no ale pan na podstawie 15-sto minutowej rozmowy wyciągnął swoje wnioski.
Nie powiedział mi, że moje odpowiedzi, oceniane w jego procentowej skali, były za słabe, i że nie pasuję do ich profilu idealnego kandydata, tylko, że jestem za mało ambitna.....śmiech na sali.
Jako że nie jestem w sytuacji, w której muszę natychmiast zdobyć jakąkolwiek pracę, po prostu miło się z panem pożegnałam, ale wrażenie z rozmowy pozostało.


Czyste buciki nie pomogły...


Widać moje starania o nienaganny wygląd i prezencję, nie na wiele się zdały, ale może to i lepiej?
Wnioski, jakie wyciągnęłam z tej rozmowy są takie, że może czas się poważnie zastanowić czego tak naprawdę oczekuję od mojej przyszłej pracy. Może powinnam przestać chodzić na rozmowy kwalifikacyjne do firm, których profil działalności nie do końca mi odpowiada?
A może czas pomyśleć poważnie o założeniu swojej działalności?


Na początku mojego wpisu zaznaczyłam, że potrzebuję pieniędzy. A to nie jest równoznaczne ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy na etacie. Jest wiele form zarabiania (otworzenie własnej firmy, programy partnerskie, granie na giełdzie, systemy MLM) i może powinnam się skupić właśnie na nich. Wiem jedno – będę starała się wykonywać tylko takie zajęcia, które będą przynosiły mi satysfakcję, więc po niedługim czasie powinny mi one przynosić również satysfakcjonujący dochód J


Ale pytanie kluczowe brzmi: Co tak naprawdę chciałabym w swoim życiu robić? Gdzie dojść? Co osiągnąć? Czy praca biurowa to przejściówka, czy może pewna wygodna wymówka, żeby nie robić nic więcej...??? Mieć złudny spokój? A po jakimś czasie zastanawiać się czy nie mogłam zrobić czegoś więcej??




Wiem, że:
1.Jestem sobą.
2.Jestem wolną osobą.
3.Jestem szczęśliwa.
4.Będę realizować swoje marzenia, które najpierw dokładnie sprecyzuje – określę swoje cele, a potem drogę do ich realizacji.
5.Zaczynam od dzisiaj!
6.Będę konsekwentna w tym co robię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz